Są wielcy artyści i tacy, którzy pretendują do tego tytułu – a Stefan Sadowski był po prostu nie do podrobienia – zarówno jako artysta, jak i w życiu prywatnym. Nazywany „czarodziejem szkła”, swoje szklane rzeźby tworzył w nieistniejącej już hucie szkła kryształowego „Sudety” w Szczytnej, gdzie pracował jako projektant i przede wszystkim we własnym przydomowym atelier.
W Akademii zaczynał od rzeźby. Jednak z powodu alergii na komponenty zmuszony był wybrać inny kierunek. Malował obrazy, z powodzeniem uprawiał grafikę, by ostatecznie wybrać szkło – materiał rzeźbiarski będący największym wyzwaniem. Łączył kruche szkło z twardym kamieniem, najczęściej z granitem lub marmurem, a kamienie zbierał w okolicznych kamieniołomach podczas terenowych wycieczek.
Stefan Sadowski urodził się w Bliżynie, niewielkiej miejscowości na Kielecczyźnie, rodzinnej ziemi również jego ulubionego pisarza Stefana Żeromskiego. Zdolności plastyczne wykazywał od najmłodszych lat. Śmiał się, że z pierwszą pozytywną krytyką spotkał się już jako kilkulatek, gdy sąsiadka, widząc jego rysunek, przeżegnała się, mówiąc: „Mój Boże! Japa w trumnie jak żywy!”.
Po studiach na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu zatrudnił się jako projektant w hucie szkła w Szczytnej i w Polanicy-Zdroju. Wsiąkł w ziemię kłodzką już na zawsze. Osiedlił się na pograniczu gmin Szczytna i Polanica-Zdrój. Jego dom pod lasem ma swoistą aurę, ale to Stefan Sadowski swoją osobą nadawał mu magii.
Jego ulubioną porą roku był czas przejścia zimy i wiosny, gdy w krajobrazie szarość wzgórz przeplata się z fioletem drzew. Te zimne mroczne barwy dominują w jego pracach. Nie kokietował słodkimi kolorami, jego pełne finezji dzieła wykraczają poza kolorowe szkło dekoracyjne, zaskakując niebanalną formą i kolorystyką. Był jednym z najbardziej wszechstronnych projektantów i artystów szkła. Swoje projekty prezentował na Międzynarodowych Targach w Poznaniu i we Frankfurcie nad Menem. Uczestniczył w blisko 40. znaczących prezentacjach szkła polskiego w kraju i za granicą. Szkło artystyczne prezentował na 20. wystawach indywidualnych i kilkudziesięciu zbiorowych. Uczestniczył w wielu prestiżowych konkursach w kraju i za granicą, między innymi w Liege (Belgia), Coburgu i Frauenau (Niemcy), Kanazawie (Japonia), Filadelfii (USA), na których był nagradzany. W 2021 r. został odznaczony przez Ministra Kultury Srebrnym Medalem „Gloria Artis”, a pośmiertnie otrzymał tytuł „Zasłużonego dla Miasta Polanica-Zdrój”. Prace Stefana Sadowskiego znajdują się w wielu muzeach polskich i zagranicznych, najwięcej w Muzeum Ziemi Kłodzkiej w Kłodzku, gdzie stanowią trzon stałej wystawy szkła twórców związanych z Ziemią Kłodzką.
Stefana poznałam w roku 1994 i zafascynowana zostałam jego żoną. Połączyła nas pewna nadwrażliwość, która, choć nie ułatwiała nam życia codziennego, to umożliwiała wzajemne zrozumienie. Stefan Sadowski był człowiekiem bardzo skromnym i jeszcze bardziej skrytym. Nonszalancki w sprawach codziennych, nie przywiązywał wagi do dóbr doczesnych. Miał wyostrzony dowcip i lubił wytykać wszelkie niedociągnięcia, a przy jego wyjątkowym darze obserwacji nic mu nie umknęło. Za tym nieco rubasznym poczuciem humoru skrywał się jednak bardzo wrażliwy człowiek, zakuty w twardą zbroję, trudną do przebicia. Był prawdziwym erudytą, a jego wiedza wykraczała szeroko poza sferę artystyczną. Nieliczni wiedzą, że oprócz studiów artystycznych ukończył także studium geodezyjne w Kielcach, a nabyta wiedza i umiejętności procentowały w pracy projektanckiej. Jego wiedza z zakresu historii, literatury i muzyki klasycznej budziła podziw. Pozornie samotny nonkonformista lubił mieć towarzystwo. Nasz dom zawsze był pełen gości wpadających z drogi „na pogawędkę ze Stefanem”, gdyż był cudownym gawędziarzem. Uwielbiały go także dzieci, które zjednywał sobie nie tyle słodyczami, co opowiadaniem historyjek przeplatanych wątkami wszystkich bajek świata. Podkreślić trzeba jego czuły, troskliwy stosunek do zwierząt. Pamiętam jak po pewnej „mocniej zakrapianej” imprezie nie zapomniał wynieść dla naszego psa miski z jedzeniem. Musiałam ostro zaprotestować, gdy wynosił ją po raz trzeci. Nawet pies był zdziwiony.
Nas również połączyło zamiłowanie do włóczykijstwa. Stefan lubował się w rajdach konnych – szczycił się niskim numerem legitymacji Akademickiego Klubu Jeździeckiego. Ponieważ ja nie jeżdżę konno, wybraliśmy formę rowerową. Włóczyliśmy się tak po drogach i bezdrożach Hrabstwa Kłodzkiego, a w pewnym okresie na dalsze wyjazdy urlopowe zawsze zabieraliśmy ze sobą rowery. Gdy problemy zdrowotne już to uniemożliwiały, te nasze trasy pokonywaliśmy samochodem lub pociągiem, wystarczyło hasło-kierunek. Był mądrym, niezastąpionym towarzyszem razem spędzonych lat.
Jako artysta działał do końca. W pracowni stoi jeszcze jego ostatnie niedokończone szkło.
Stefan Sadowski odszedł w swoim domu, w deszczowy grudniowy poranek 2023 r., kilka dni po otwarciu nowej wystawy szkła w Muzeum Ziemi Kłodzkiej, w symbolicznym zakończeniu drogi twórczej, będącym jednocześnie zaproszeniem do poznania dzieł artysty.
Non omnis moriar.
Agata Bień-Sadowska